Witamy na forum portalu pecherz.pl poświęconym pacjentom z pęcherzem nadreaktywnym i śródmiąższowym zapaleniem pęcherza.
Nie jesteś zalogowany.
Wszystko to rozumiem, ale z mojego doświadczenia wynika, że bardzo często powodem naszych problemów jest -------źle postawiona diagnoza !!!
I to wbrew pozorom !!!!
Dlatego może nie tyle chodzi o walkę ale o kilkakrotne sprawdzenie czy aby przyczyna nie jest inna niż sie wydaje !
A już w kwestii kręgosłupa to naprawdę można być zaskoczonym wieloma sprawami. Przykładowo------stopniowy rozwój zmian z powodu wirusa zapalenia opon --od kleszcza (to nie jest borelioza ). Objawy praktycznie zerowe a choroba trwa ! Latami !
Podobnie-----każde badanie rezonansowe inaczej wychodzi i inaczej je opisują ! Dlatego ja bym sprawdzał co i jak.
U mnie po 12 latach oikazało się że powód nie jest neurologiczny lecz---------zakażeniowy ! Dziesiątki lekarzy się myliło kompletnie ! Brałem tony zbędnych leków ! Aż nieprawdopodobne że to jest możliwe w XX wielku ! A było !
Przypomina się powiedzenie Stalina: zaufanie rzecz dobra ale kontrola jeszcze lepsza ! I o to mi chodzi .
Offline
Pulkos, wszystko racja, ale akurat poczytaj sobie, jaką chorobę ma Sonja... Cokolwiek byłoby przyczyną, niewiele zrobisz, gdy narządu już nie ma.
Offline
Karolina - narząd jest tylko cholefffka... popsuty
Pulkos - diagnoza u mnie jest trafna, tylko ZA PÓŹNO... w tym jest cały problem... d...a w szafie/ musztarda po obiedzie...
gdyby zdiagnozowano mnie po ludzku czyli nie żałowano na rezonans... może nie biegałabym w maratonach, ale najprawdopodobniej zostałabym ocalona przed wózkiem...
Z bólem serca to napiszę, ale pomimo ogromnego żalu, smutku, bólu i wszystkiego co najgorsze spotkało mnie ze strony choroby, to z drugiej strony cieszę się, że jest tak jak jest, a nie jest gorzej!!!
Bo jak to tam niektórzy mawiają - może być zawsze gorzej...!
Offline
Hej, hej
jak wiosenne samopoczucie i prawie świąteczne?
Ja jestem ciągle ospała i podnerwiona - tłumaczę sobie, że coś "wisi" w powietrzu
Za oknem buro i ponuro, ciągle zimno, wietrznie, pada... czekam z utęsknieniem na prawdziwe ciepłe promienie słońca.
Ale kwiatuszki za moim oknem już rosną, forsycja się zażółciła...
W sumie nie przepadam za Wielkanocą, ale porządki, gotowanie jakos może mnie rozkręcą, bo na razie nic nie robie oprócz czytania
Znalazłam znów świetny cytat... ale musiałabym chyba przepisać z pół rozdziału...
Offline
Sonju ja zawsze uwielbiałam przypalone żarcie. Mniam mniam. Czasem celowo pod koniec przypalam.
Pogoda kanał. Mnie martwi suszenie prania, juz farela chodzi w łazience. Chcę żeby było sucho, też marze o słonku.
Offline
Wiem, wiem o czym piszesz mniam, na patelni mam taki patent, jak np. smażę mięso bez panierki, ziemniaki, to w połowie smażenie obsypuje grubo jakąś przyprawa, która tworzy na jedzeniu taka przypalona skorupkę. Lubię tez tak zioła, ale trzeba uważać, bo jak się przypalą to gorzknieją.
Brr... u mnie znów ciemno, ponuro i zimno, otworzyłam na chwile okno i świeże powietrze mnie zmroziło...
Offline
A ja słyszałam, że te przypalenizny są kancerogenne, tzn. nie, że zaraz ma się raka , ale jest zwiększone ryzyko.
Offline
Też słyszałam, że przypalanie to niedobry patent. Ech zresztą, jdzenie tłuszczu w palstikach tez ponoć ma takie zdolności zwiększania ryzyka. Jak sie cos lubi, to ciężko zrezygnować. No ale nie jadam tylko przypalonego.
Ach a popatrzcie ilu ludzi nie da rady jeść mięsa grilowanego właśnie, bo wysiadają brzuchy. Nie raz sie z tym spotkałam.
Mam koleżanke ktora pod koniec gotowania bigosu tez go przypala. Kurcze dobre mmmmm...
Generalnie jestem z tych przypalonych. Gdy ciasto sie przypali to ta część jest moja ulubiona równiez.
Offline
Ja to też jestem z tych, co to (za)mocno przysmażone lubią
pierożki do smażenia przekrawuję na pół, żeby ładnie z każdej strony się przysmażyły, a jeśli chodzi o ciasta to jest jeszcze lepiej u mnie, bo ja lubię zakalce hehe
Offline
ciasto przypalone?? bleeeeee
Offline
Najlepsza spalona jest - Kiełbacha z grila, albo pieczona na patyku nad ogniskiem, im czarniejsza tym lepsza
Włożona między dwie kromki chleba, polana musztardą i keczupem...
Offline
Oooooch Sonja, ale mi ślina poleciała o tej kiełbasie z grilla albo z ogniska, pamiętam takie u babci jak byłam mała ehhh... i do tego sos czosnkowy własnej roboty... MNIAM!!!!!
Offline
Fajnie to by było się kiedyś na takim ognisku spotkać. Tylko, że z racji naszych problemów spanie w lesie pod namiotami raczej niewskazane.
Offline
No proszę, ale wam dobrze zrobiłam ta kiełbachą
Widzicie, jak takie drobnostki potrafią poprawić humor, a ile skorzysta podniebienie
Taką kiełbachę to jem co roku, dłuższy czas temu jadłam ziemniaczki ale pieczone na grillu, a pamiętacie smak ziemniaka pieczonego w ognisku w popiele?????????????
Pamiętam, że może miałam z 10 lat albo i mniej... ojoj kiedy to było...
Offline
co wy tam baby wiecie o przypalance.::
Ja mieszkam nad Wisłą tuż tuż, i łapię ryby od zawsze. I są takie ryby które sie nazywają Jazgarze. Przypomina to malutkiego sandacza, kłujące jest i ma wielkie oczy. Długość tak z 12 cm.
Łapie sie ich tak z 10 lub 15 sztuk na robaka. Po oczyszczeniu i posoleniu, otaczamy w mące i na patelnię. Ale patelnia to musi być tak: odrobina oleju żeby dno sie natłuściło tylko lekko, a teraz NAJLEPSZE masło żeby aż syczało i kładziemy je. Gaz niewielki bo na maśle łatwo spalić.
No i je sie przewraca tak ze 2 razy. Robią się zółte---brązowe---potem czekoladowe lekko. I teraz sie je zwala z patelni i jedzenie następuje rękami. Koniecznie rękami .
Malutkie ości sie wyciąga paluchami. 4 ruchy i po rybce ale --obywatelki----SMAK------hospody pomiłuj-----niebiański.
Coś jak raki skrzyżowane z krewetką.
Nieraz sie obżarłem tak że mało nie pękłem. Po prostu jeśli sie je zrobi na oleju to już zupełnie nie to. Musi być na maśle.
To jest rybka mięsożerna i smak ma lepszy od sandacza i okonia razem. Oczywiście kręgosłup pozostaje niejedzony, ostki są w 70% wyciągnięte a te troche się łyka.
Rosjanie z tych rybek gotują smaczną "uchę"==zupę na ognisku. Ja wolę smażone.
Kurde--co to jest-----porady Macieja Kuronia ?
Offline
Jak o rybkach... to ja smażę szprotki
Sukcesem jest w ogóle kupienie surowych szprotek - nie wędzonych.
Obcinam łepki, myje, osuszam i obtaczam lekko w mące, smażę na oleju, jak mam masło to tez dodaję, ten dodatek masła zawsze sprawia ze ryby smaczniejsze.
Smażę do momentu, aż będą złote - wykładam na wielki talerz, obkładam ćwiartkami cytryny i sporo solę... później następuje WIELKIE ŻARCIE w kompelcie z psem
Ogonki zostawiam, ości z reguły zjadam, ale jak większa rybka to wyciągam, oczywiście wszystko jedzona palcami, obficie kropione sokiem z cytryny, a palce wręcz szczypią od soli i cytryny... poezja!!!!
wada: mieszkanie ze 3 dni śmierdzi jak chata rybacka...
Offline
Dwa dni mnie nie było i proszę, jak się wątek rozrósł . Pulkos, z tym masłem coś jest na rzeczy - spróbuj sobie pstrąga usmażyć na oleju .
A i ja się pochwalę, wprawdzie nie kulinarnie, bo tu osiągam mistrzostwo jedynie w keksie, nieźle mi wychodzą naleśniki (suchutkie, zero tłuszczu), których kilka lat nie jadłam, leczo i sałatka z wędzonego indyka (pyyycha), i na tym koniec - ale - zgraliśmy wczoraj płytę ! Jeszcze tylko remastering i już będzie gotowa!
Offline
No proszę kącik motywacyjny a robi się kulinarny.
Wiecie co a może by tak otworzyć jakiś kącik kucharski? Co Wy na to?
Bedziemy sobie wpisywac przepisy w poczekalni. Jak tak czytam co piszecie to aż mi sie kucharzyć zechciało.
Marzą mi sie nowe przepisy sałatkowe a i ja sie chętnie podzielę moimi, tylko Karolino potrzbuje Twej akceptacji.
Offline