Witamy na forum portalu pecherz.pl poświęconym pacjentom z pęcherzem nadreaktywnym i śródmiąższowym zapaleniem pęcherza.
Nie jesteÅ› zalogowany.
Tak, tez miałam większe parcia a liczba mikcji po skończeniu cipronexu wróciła to stanu jaki był przed rozpoczęciem leczenia. Czyli nadal dużo, bo średnio co godzinę , ale przynajmniej nie co 10- 15, jak wtedy kiedy zażywałam antybiotyk . Dopóki wychodzą bakterie to raczej nikt nie powinien cię nazwać wariatką, bo wiadomo, że ich obecność powoduje takie problemy jakie ty masz.
Spróbuj nie przejmować się na zapas, miejmy nadzieje, że antybiotyk pomoże.
Offline
też mam taką nadzieję Madzia:) . Mam nadzieję, że będzie lepiej, bo powoli wszystkiego mi się odechciewa przez te parcia. U mnie w domu nikt nie ma takich problemów, więc mnie nie rozumieją, a ja już nie mam nawet z nimi rozmawiać. A u ciebie Madzia jak jest w tej chwili? Jest lepiej?? Czy cały czas masz parcia? Sikasz co godzinę?
Offline
Witam, ja jestem już zupełnie skołowana. Do tej pory miałam częste zapalenia pęcherza, po leczeniu przez jakiś czas nie miałam żadnych dolegliwości.
Natomiast od jakiegoś miesiąca, siusiam kilkanaście razy w ciągu dnia, w nocy 3-5 razy, nie piecze, tylko ciągle czuje parcie (bezustannie). Oddałam mocz na badania, lekarz przepisał mi trimesan i vesicare (wzięłam póki co 3 szt-mam wszystkie uboczne skutki z ulotki - ohyda).
Znalazłam Wasze forum i info o działaniu moczopędnym Yasminu. Zbaraniałam. Czy któraś z Was zrezygnowała z tych pigułek i odczuła poprawę? Pytałam urologa o ten rodzaj antykoncepcji, wg niego nie ma wpływu.
Mam ochotę cisnąc yasmin i vesicare do śmietnika i uciec od problemów.
Do tego dzień w dzień boli mnie teraz głowa, a mój mąż traci cierpliwość, dla niego jak coś boli to należy łyknąć tabletkę i przechodzi.
Czuje się stara i zdołowana.
Offline
ja też mam te przeklęte parcia, zwłaszcza teraz jak biorę antybiotyk cipronex, który ma różne skutki podczas brania. Rozumiem, że jeżeli lekarz przepisał ci vesicare to stwierdził u ciebie pęcherz nadreaktywny? W końcu objawy mogą na to wskazywać, ale niekoniecznie tak musi być. mi lekarz powiedział, że przyczyną parć może też być chlamydia. Ja miałam zrobiony wymaz z cewki moczowej i wyszedł mi wynik dodatni, więc biorę teraz antybiotyk przez 3 tygodnie żeby ją zwalczyć, jeżeli po tej bakterii dalej będą parcia to znaczy, że tu chodzi o co innego i będę robić badanie urodynamiczne. A ty miałaś pobierany wymaz z cewki moczowej? Może tu chodzi o bakterie? nie możesz się poddawać , bo nic nam to nie da. musimy starać się być silne i walczyć. chociaż wiem łatwo się mówi, gorzej zastosować też mam z tym problem zwłaszcza, że za tydzień szkoła się zacznie i nie wiem jak wytrzymam na lekcjach...
Offline
A nie masz przypadkiem grzybicy w cewce? jesli tak, po antybiotykach bedzie jeszcze gorzej, a nie lepiej.
Offline
smutna,nie miałam pobieranego wymazu z cewki, mało tego, ten urolog nie skierował mnie na żadne badania (poza posiewem i moczem ogólnym). Brałam już tyle antybiotyków, że lakarz uznał, że to nadreaktywność p.
Na kolejną wizytę zapisałam się do innego urologa.
Zastanawiam się czy mogłabym zaprzestać brania vesicare, chciałabym żeby inny lekarz potwierdził, że ma to sens.
Jak nie wymogę żadnych badań na' nowym' urologu, postaram się zrobić je prywatnie.
smutna, staram się nie poddawać, jak miałam zapalenie i piekło jak diabli to myślałam że nie ma już nic gorszego, teraz jednak przy ciągłym parciu czuje się jak w obcym ciele (niby nie boli ale jak strasznie przeszkadza).
Offline
Amber, a może tak dywagacje na temat swojej choroby we własnym wątku ?
Czy ja naprawdÄ™ wymagam tak wiele?
Następne posty będę kasować.
Offline
cudownie:( ja miałam dzisiaj znowu załamanie cały dzień dzień mi się tylko chciało płakać. Nie umiem sobie wogóle radzić z tymi parciami:(. a dzisiaj mnie tak męczyły od rana:(. a tu jeszcze szkoła od poniedziałku....Może mi po prostu nie wychodzi zmiana nastawienia:(.
Offline
Bardzo dobrze Ci wychodzi. Zawsze ma się lepsze i gorsze dni - dziś masz gorszy, ale to nie znaczy, że Ci nie idzie .
Offline
No nie wiem Karolinko:(. Dzisiaj było do tego stopnia źle, że aż nie zdążyłam dobiec do toalety i popuścił mi mocz na wkładkę. Te parcia po prostu mnie wykańczają. Fajnie nawet moja cudowna rodzinka( rodzice) się bardzo przejęli kiedy wychodząc z domu( bo chciałam zrobić zakupy, ale niezbyt mi się udało) po prostu nie mogłam znaleźć w pobliżu toalety, a parcia oczywiście takie silne, że po prostu poszło. Za dwa dni zacznie się szkoła to już wogóle będzie super:(.
Offline
smutna ile czasu wytrzymujesz bez siusiania ?, ja idąc gdziekolwiek siusiam przed wyjściem , docieram na miejsce i sprawdzam gdzie są toalety i albo korzystam od razu albo kręcę się w pobliżu czekając na mocniejsze naciski ze strony mego pęcherzopotwora, dopiero zaczynam wędrówkę po sklepach kiedy mam pusty zbiornik (wtedy też mnie mocno piecze ale z czasem przestaje), nawet mówię już o sobie niewolnica sedesu
mi też zdarza się nie kontrolować siusiania, przy kasłaniu, kichaniu, w kąpieli
Żyje nadzieją na posiew który coś wykaże.
Offline
Wiesz to bardzo różnie u mnie bywa. Ponieważ z reguły czuję mocne parcie na mocz co jakieś 30 minut, chociaż często czuję je nawet co kilka minut i tak chodzę kilka razy pod rząd, ale jak się strasznie namęczę to wytrzymam z 2 godziny, ale to jest męczarnia.
Offline
i ja tu dolaczam... sa juz takie dni kiedy wydaje mi sie ze to koniec. Zycie pelne planow nagle zaczyna krecic sie wokol choroby. Stajesz sie ciezarem dla bliskich, ciezarem dla samego siebie... Sa dni kiedy czlowiek naprawde chce konca, w ta lub w tamta strone. Cos jednak zatrzymuje. Nadzieja czy strach przed ostatecznym, sam nie wiem. Nie wiem jaki sens jest poprostu trwac, trwac w bolu... Pozdrawiam wszystkich cierpiacych.
Offline
Nie myśl tak, to najgorszy kanał myślowy jaki może być naprawdę. Po to tu jesteśmy także aby sie wyżalić, po to jest ten wątek. Też miewam czasem takie myśli, ale wciąż pamiętam, że nie tędy droga. Kochani rozmawiajmy tu o tym co nas boli, takie wsparcie jest bardzo ważne (przynajmniej dla mnie). W końcu każdy z nas pewnie czuje się jak w matni pęcherzowej.
Offline
A mnie nie powstrzymuje strach przed ostatecznym (bycie ateistką rozwiązuje pewne sprawy), tylko to, że jak już to zrobię (a zrobię, gdy już nie wytrzymam), to nie dowiem się, jak to jest mieć normalny dom i normalne życie. Paradoksalnie - przy życiu trzymają mnie demony przeszłości, które jeszcze przed chorobą zrobiły mi z życia piekło.
Offline
No właśnie i żeby to poczytali urolodzy, mnie od razu przypomina się jak pewien urolog dawno temu spytał mnie :Dziecko a co ciebie tak męczy te częste siusianie w nocy? Jezuuu nigdy tego nie zapomnę. Totalny brak empatii ze str lekarza. Wtedy jeszcze jeździłam do pracy na 7 i poprostu mną aż zatrzęsło. Drodzy lekarze nie macie chyba bladego pojęcia o życiu z pęcherzem, nie doceniacie tego. Przykro mi.
Offline
Karolina, ateistka? jesteś pewna, że nią jesteś?
wiesz pytam tak naprawdę z ciekawości? (kiedyś też myślałam, że nią jestem, a raczej chyba chciałam być)
czego siÄ™ "chwytasz" w najtrudniejszych chwilach?
bo jedni idą do kościoła, inni się modlą, jeszcze inni powtarzają mantry, albo pozytywne afirmacje, a nawet sa tacy co wyciagaja z szuflad swoje talizmany i ściskaja z całych sił w dłoniach
osobiście nie chodze do kościoła, nie czuje potrzeby, ani nie umiem z tego wyciagnąc pocieszenia, kiedyś wrecz nienawidziłam boga, takiego jak to uczyli na religii, sędziwego staruszka co to daje lub odbiera...
wyłam i wznosiłam modły do boga, za co i dlaczego???
mysle ze ta nienawiść i żal i obarczanie nie wiadomo kogo za moja chorobę nic nie wnosił do mojego życia, a na pewno nic dobrego
później jak poczytałam sobie J. Murphego, zaczełam patrzec na swoje zycie troche inaczej, jakoś uwierzyłam że bóg/ energia/ kosmiczna moc jest gdzieś w nas... a nie w chmurkach, niebie czy kościele
dalej jest mi ciężko i nie umiem tego wszystkiego pojąc, ale jest mi łatwiej
wiec kiedy ja mam doła to powtarzam jakies pozytywne afirmacje, doceniam wspaniałych ludzi w okół mnie, albo wyciągam swój talizman z dzieciństwa...
nie wiem jak wy, ale ja muszę się czegoś chwytać, mieć coś na czym mogłabym się "oprzeć"
--------------------------
Karolina - na marginesie uwierz ze masz szanse jeszcze na normalne życie, dom, męża, dzieci, psa, królika...
Offline
Ja tez chcialbym miec cos na czym mozna sie oprzec. W zasadzie mam, zone, dziecko, ale powoli staje sie dla nich ciezarem. Ile czlowiek moze czekac... Ile czasu nalezy czekac na tego swojego "krolika"? My wszyscy tak bardzo chcielibysmy zyc normalnie, ze ta nadzieja trzyma nas na swiecie. Wiem ze trzeba wierzyc, ale to takie trudne...
Offline
Sonja, czasem, jak zdarza się coś, co Hannibal Lecter określił jako "czy nie uważasz, że przypadkowość jego poczynań jest nadzwyczaj przypadkowa" - zaczynam wątpić w tę samotność i zastanawiam się, czy nie istnieje jakaś siła, która ze mnie kpi. Czego się chwytam? Ano wymyśliłam sobie taki mentalny-wirtualny świat, drugie ja, drugie życie, w którym realizuję to, co w realu nie wyszło (czasem realizacje wrzucam jako wątki do moich powieści), i tego się trzymam - że może przejdzie mi do pierwszego życia. Wiesz, taki rodzaj mentalnych SIMS-ów . Trochę medytuję, trochę wizualizuję. Ostatnio mi przyjaciółka sprawiła w prezencie laleczkę voodoo - kominiarza (coby się z długów powyciągać), ale chłopak jeszcze słabo pracuje ;P.
Królika nie chcę, psa mam, szanse na normalne życie maleją - ja nie mam przed sobą dużo czasu. Mam połączenia dwóch takich chorób, że nie działają na mnie żadne środki p/bólowe i znieczulające, organizm traci siły (ból, brak wartości odżywczych z diety, brak sensownego leczenia itd.), wysiadają mi mięśnie, układ oddechowy (dobrze, że chociaż serce udało się opanować), tracę wzrok itp. - ja nie jestem cyborgiem. Nastawcie się, że jeśli za kilka lat, tfu, tfu, dalej będziecie chorować - będzie z Wami już inna Redakcja...
Offline
Tak... przy takich chorobach wszystko zaczyna wysiadac z tego powodu ze choruje juz caly organizm, slabnace miesnie, utrata sil, meczarnie od boli na ktore nie dzialaja srodki przeciwbolowe... To niestety powazna chorboa nas jako calosci, a nie wyjeta z kawalka nas choroba kawalka moczowodu...
Offline
Sonju tak myslałam, że będziesz się starać wprowadzić tu iskierkę nadziei w nas Wiem, że masz racje tylko ja chyba tak nie porafię. Napisałas ważną rzecz - mianowicie, że jest Ci ciężko ale jest łatwiej. Chyba wszyscy powinniśmy przestawić się na takie myslenie. Wogle teraz zaczynam mysleć czy nie prościej byłoby poprostu uznać swoją bezsilność a nie ciągle walczyć? Tylko człowiek to taka istota, ze wiecznie gdzieś ta nadzieję znajduje a potem jak go przygwoździ to pasycha siada. Podchodzimy z nadzieją do wszelkich metod leczenia a jak nie wyjdzie to boli dwa razy bardziej. Nie wiem czy nie prościej byłoby stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: Ok akceptuje tę karmę ,krzyż czy ten mój kiepski żywot jak kto woli. I tak żyć w akceptacji ale bez radości życia. Coś na zasadzie i tak biedny żuczek g...zdziałam, więc po co walczyć. Nie wiem czy to jest zrozumiałe co napisałam, ale dziś jakoś brak mi sił i nic mi się nie składa w sensowną całość. Nawet potknęłam się we własnym domu o róg dywanu i upadłam rozbijając kolano jak pięcioletnie dziecko do krwi. Ale herbaty wrzątek na siebie nie wylałam. Plus w tym wszystkim
Offline
Magda, bezsilność jest okropna, ale nie myśl tak, że jak ją zaakceptujesz to spuszczasz głowę w dól i już nic nie robisz, koniec, klapa...
zaakceptowanie bezsilności sprawi, że będziesz szukać innych dróg i dróżek w swoim życiu
zastanów się co zyskasz walcząc z czymś czego i tak w danej chwili nie pokonasz???
Offline
Nie ma sprawy. W listopadzie (27., o ile pamiętam) mija mi 10. rocznica choroby i mam zamiar schlać się do nieprzytomności. Zarezerwuj sobie termin. Tylko to będzie całonocne picie, w jakimś miejscu, gdzie można się odizolować.
Offline
Brzmi strasznie...
Dobrej Nocki
Offline